Niedzielny wypad do Łaz zapowiadał się nieźle, choć prognozy zapowiadały pogorszenie pogody
w godzinach popołudniowych.
Dla nie znających Łaz mogę podpowiedzieć że najlepiej jechać do samego końca tej miejscowości,
gdzie jest mała pętla na której można zaparkować samochód.
W sezonie letnim pobierają tam jednak opłatę za parkowanie i warto poszukać innego miejsca parkingowego.
Jest to koniec drogi i dalszego przejazdu w stronę Dąbkowic nie ma.
Udaliśmy się na znaną wędkarzom miejscówkę przy pochylonych brzozach, miejsce charakterystyczne i widoczne z daleka.
Jeden wędkarz już był, ale po zaciągnięciu języka okazało się że efektów w dniu dzisiejszym nie miał.
Rozkładamy się obok, pozostaje czekanie i dokładniejsze rozpoznanie łowiska.
Jest tu dosyć głęboka rynna z rozerwaną rewą, fale wyrzucają dużo patyków, odpadów morskich co
świadczy o przerwie w rewach, przez którą te odpady się przedostają.
Spinningowałem też w tym miejscu za beloną, wchodząc płycizną zlokalizowaną po prawej stronie
dosyć daleko w morze, a po lewej był ten głęboczek.
Pogoda początkowo przyjazna, po godz. 14-tej zaczęła się zmieniać.
Morze zmieniło swoją barwę na kolor ciekłego ołowiu, słońce prześwitywało przez przerwy w chmurach.
Jeżeli mamy tylko weekend na wędkowanie, często chcemy wykorzystać czas do granic możliwości,
a czasami po prostu liczymy na szczęście że może tym razem nas nie zmoczy.
Pogoda idzie swoją drogą, suszenie wszystkiego pozostało dla nas.
Na szczęście nie trwało to długo i podczas powrotu już nie padało.Plaża się wyludniła i tylko mewy
miały wyżerkę wyławiając szprotki.
Za tydzień jak czas pozwoli chcemy wrócić w to miejsce i dokładniej je poznać.
A co na nas czekało?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz